środa, 18 listopada 2015

Dzień II (6 VIII 2015)

Wstałem rano, niespiesznie, po źle przespanej nocy - muszę na nowo przywyknąć do samotnego biwakowania. Czuję się jednak wypoczęty i spokojny. Okazało się, oczywiście, że z napędem Afry wszystko jest w porządku, a przynajmniej tak wygląda (teraz, po kolejnych 800km też jest OK, przyp.aut.).



Powoli spakowałem się i pomknąłem drogą nr 655/653 nad jezioro Wigry. Już kiedyś jechałem tą trasą, ale dopiero tym razem zauważyłem, że można na niej spotkać/zobaczyć prawie wszystko co jest charakterystyczne dla Mazur i Suwalszczyzny (w notatkach mam zaznaczone: ...i tutaj powymieniać przykłady... nie ma szans, kto był ten wie, a kto nie był ten niech pojedzie i sam zobaczy!!!).

Po przejechaniu przez Rospudę zaskoczyła mnie zmiana w wyglądzie domów, tak jakby tu była kiedyś granica prusko-ruska. Jak się potem dowiedziałem, w okolicy Bakałarzewa, które właśnie minąłem, przebiegały granice międzypaństwowe: najpierw prusko-litewsko-polska, potem prusko-rosyjska, a wreszcie niemiecko-polska. Teraz przebiega przez tą okolicę granica pomiędzy Mazurami, a Suwalszczyzną.

Płynę dalej do Suwałk, gdzie wbijam na pierwszą napotkaną stację benzynową, bo po przejechaniu w sumie 350km zabrakło mi wahy (spaliłem 17 litrów) i teraz jadę na rezerwie. Wjeżdżam na stację wprost na stojącego na popasie motocyklistę z Finlandii. Stoi gość przy swoim BMW 1200R, a na czole ma napisane: "INFORMACJA TURYSTYCZNA DLA TOMKA". No to, to lubię - dzięki Szefie! Gadaliśmy ze sobą ponad 1h. Pan Pertti Lahtinen wysłuchał moich ogólnych planów podróży i licznych zwierzeń pozwalających mu zrobić mój profil psychopatyczny i na koniec podsumował naszą rozmowę jednym dobitnym stwierdzeniem: Goł tu Lapland!!!


... i tutaj niestety urywają się moje notatki, by pojawić się znowu dopiero rano, Dnia IV, ponad pół tysiąca kilometrów i trzy granice państwowe bardziej na północ - na estońskim fragmencie bałtyckiego wybrzeża, w objęciach "ljubimych sawjeckich druzjej". No cóż, trudno, nie robiłem w trakcie tego przelotu przez kraje bałtyckie żadnych notatek i jedyne co mogę zrobić to wrzucić kilka fotek z tych dni i wspomnieć, że:
- ostatnią noc w Polsce spędziłem na brzegu jeziora Wigry,



do późnej nocy gadający przy ognisku z przypadkiem napotkanym Afrykanerem i jego afrykańską żoną. Wybacz!!! - nie pamiętam imienia... Oto jego podróżny pojazd (może ktoś rozpozna charakterystyczne słoniki...):


 - po drodze wymieniłem przepaloną żarówkę, co nieco później miało głupie konsekwencje...


1 komentarz:

  1. Ano Witaj Tomaszu jak to w świecie bywa donieśli mi iż to o mnie i mej małżowinie mowa ... w tym kawałku twej opowieści

    noc krótka gdy Afrykańskie opowieści podsyca ognisko i wieczór na Wigrami oby więcej tak miłych spotkań w "drodze "

    pozdrawiamy
    Wiola i PiotrVN

    OdpowiedzUsuń