środa, 9 grudnia 2015

Dzień VI (10 VIII 2015)

Obudziłem się około ósmej, po dość dobrze przespanej nocy, zważywszy na fakt, że była to pierwsza noc samotnie spędzona w leśnej głuszy na brzegu jakiegoś jeziora. Znad ogniska wciąż, powoli unosił się dym.




Świeci piękne słońce, chucha lekki wiatr, a nade mną nawołują się myszołowy. Poszedłem nad wodę. Nie będę pływał - po prostu nie mam ochoty...



Niespiesznie przygotowałem sobie śniadanie. Wypiłem kawę siedząc w łodzi pozostawionej na brzegu i notując to co wydarzyło się w dniu wczorajszym. Potem powoli  zacząłem składać klamoty - niespiesznie. Zrobiłem też plan na dzisiejszą jazdę, wciąż kierując swój szlak na północ. Może dojadę dzisiaj to tak zwanej "małej Laponii", położonej pół tysiąca na północ stąd... zobaczymy. Drogi nie są szybkie, zwłaszcza te 3 i 4 rzędowe -  większość z nich to po prostu szuter. Po tych drogach nie da się zasuwać, chociaż teraz już wiem, że mogę po nich jechać dużo szybciej niż mi się wydawało dzień, dwa dni temu. 60 do 80 km/h po szutrach śmigających góra-dół, lewo-prawo, pomiędzy jeziorkami, głazami, skałami, poprzez las... to się da zrobić, zwłaszcza tu w Finlandii. Tutejsze szutry są niewymagające, nawet dla takiego leszcza jak ja i fantastycznie, pozwalają wdrożyć się w taką jazdę.

Nie spieszę się, ale też nie za bardzo ociągam. Mam przed sobą długi dzień, im bardziej na północ tym dłuższy :-), to też jest kojące. Po zachodzie słońca jest jeszcze przez kilka godzin jasno i można spokojnie jechać - wszystko widać. Poza tym, znalezienie miejsca na rozbicie obozu nie stanowi żadnego problemu. Wczoraj trochę przesadziłem, bo szukanie o północy
miejsca na popas, gdy już zaczęło być naprawdę ciemno, to nie był najlepszy pomysł. Jednak i tak, miejscówka którą znalazłem, ot tak po prosu, zjeżdżając z drogi, jest świetna.


Zobaczymy co będzie dalej. Nie mam żadnej spinki. Jest piękna pogoda i oby tak utrzymało się dalej. Pogoda i motocykl, te dwie rzeczy muszą dopisać, a reszta to już kwestia... może czasu, w dużej mierze kasy i przede wszystkim tęsknoty za moim Kochaniem... jednym, drugim i trzecim, które zostawiłem daleko, daleko - już 2000 kilometrów na południe stąd.  Chciałbym dotrzeć podczas tej wyprawy do Laponii. Chciałbym... to nie znaczy, że muszę. Upsss, jest później niż myślałem. Godzina 12, a ja jestem dopiero spakowany do drogi - powinna być dziesiąta :-( No dobra, dopiję kawę i wsiadam an moto. Czuję, że planu nie wykonam, ale "srałtopies".
Ostatnio, zawsze gdy rano się pakuję, odnoszę wrażenie, że moje sakwy zajmują mniejszą objętość, jakbym miał coraz to mniej rzeczy.Ki czort podprowadza mi dobytek? Na jakim etapie okaże się, że coś miałem, a nie mam, i na dodatek powinienem mieć - jest mi potrzebne. Myślę jednak, że to po prostu kwesta coraz to bardziej kompresujących się moich ubrań i pozostałych klamotów.


Nie jestem w stanie przygotować dodatkowego zapasu drewna dla przyszłych biwakowiczów. Tak czy siak został jeszcze spory zapas. Więc to co zrobiłem, to ładnie uprzątnąłem całe miejsce. Było nie było, ale jakieś drobne śmieci pozostawione przez moich poprzedników rzuciły mi się w oczy. Pozwoli mi to opuścić to miejsce z przeświadczeniem, że pozostawiam je w stanie może trochę lepszym niż w tym w jakim je zastałem.


Olej do łańcucha, który kupiłem w Warszawie jest bardzo rzadki. Może i jest dobry na zakurzone szutry, ale strasznie schodzi z łańcucha. Na początku miałem wrażenie, że to silnik rzygnął z wałka zdawczego. Ale to jednak Afra. Sprawdziłem poziom oleju w silniku i oczywiście jak zawsze to samo - jest OK. Puki co, paranoja nie pcha mnie w kierunku śrubek dekla zębatki zdawczej i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.


Zaskakuje mnie tutaj bardzo mała ilość owadów. Komary to pojedyncze, cherlawe sztuki. Doszedłem do wniosku, że są cherlawe, zauważalnie mniejsze niż te u nas w Polsce, dlatego, że po prosu tutaj na północy jest mało ludzi więc niedożywione i niedopite biedaki szybko karleją. Nie ma też muszek i innych latających sześcionogów. Może to kwestia klimatu? W sumie mi się to podoba :-) Poza tym las w ogóle jest zauważalnie cichszy niż u Nas. Może to tylko wrażenie, bo dzisiaj akurat nie ma wiatru, tylko lekkie chuchnięcia. Ptaki jednak też słabo gadają. Może to nie jest pora dla nich? Zobaczymy jak to będzie wyglądało w kolejnych dniach.



Natomiast wszędzie widać grzyby i to takie po zbóju. Gdzie by nie spojrzeć, tam widać piękne kapelusze. Niektóre na pierwszy rzut oka trujące, ale inne jadalne. Jest ich naprawdę bardzo, bardzo dużo. Zwróciło to moją uwagę już pierwszego dnia w Finlandii, kilkadziesiąt kilometrów od Helsinek - gdy rozłożyłem namiot to się potem okazało, że stoi on w środku tzw. czarciego kręgu. Wczoraj w nocy, już po ciemku, gdy szukałem miejsca na biwak, jechałem leśną drogą na środku której rosły grzyby, jeden za drugim, tak potężne, że tym których nie rozjechałem przednim kołem, utrącałem kapelusze osłoną silnika. Już teraz wiem po co Afryka ma tak pancerną osłonę serducha... Wszystkie grzyby wyglądają na bardzo zdrowe. Nie wiem czy na pewno nie są robaczywe - nie sprawdzałem. Nie zjem, więc nie ruszam!




Znowu jadąc pomiędzy jeziorami śmignąłem kilka bardzo fajnych szutrówek. Nie ma sensu mówić, które, bo na mojej mapie praktycznie wszystkie mapy zaznaczone na żółto są szutrowe. Różowe są 4# drogi asfaltowe - w sumie to jest ich niewiele. Im bardziej się przesuwałem na północ, tym bardziej droga zaczynała się zmieniać. Droga i jej otoczenie przypominały mi niektóre regiony polski, zwłaszcza gdy robiło się nieco górzyściej. Spotykałem coraz mniej małych przydrożnych jeziorek. Ich miejsce zajęły duże jeziora, ślicznie położone wśród wzgórz porośniętych lasem. 


Czasem śmigam 3#, ciekawym, bardzo krętym asfaltem - droga faluje góra-dół, wije się lewo-prawo; jedzie się fantastycznie. Ten sam asfalt potrafi się nagle zrobić nudny jak jasna cholera - po prostu krecha na 3, 4, 5 kilometrów i tylko widoki oszałamiają.  





Po kolejnych godzinach jazdy las zaczyna się zmieniać, robi się rzadszy, a drzewa... drzewka są mniejsze i delikatniejsze. Coraz częściej pojawiają się połacie ziemi porośnięte różnego rodzaju mchami i porostami.
Przejeżdżając przez wioseczki w ogóle nie widzę ludzi. Trochę przypominają mi one sztuczne miasteczka wykorzystywane przez amerykańców (a przynajmniej tak to wyglądało na filmach :-) do testowania broni jądrowej. Ładne śliczne domki i nikogo w okół nie ma. Drewniane domki, jakby tylko czekały na detonację grzyba i niszczący podmuch nuklearnego wilka... Więcej ludzi, ale wciąż bardzo mało, widuję w większych miejscowościach, a to w końcu poniedziałek - dzień roboczy.
Zatrzymałem się na popas. Naoliwiłem Afrykę. Zatankowałem jej brzuch, a teraz pójdę zatankować swój... takie kurwa priorytety :-). Wrzucę jabłko, wypiję kawę, może zrobię zakupy, żeby mieć co jeść wieczorem i potnę dalej na północ.
Drogi są tak puste, że gdy się zatrzymuję na środku skrzyżowania (a to samo w sobie dość rzadkie tutaj zjawisko drogowe :-), to mogę spokojnie wyłączyć Afrykę, ściągnąć kask, wbić fajkę i spokojnie, zadymać nad dalszym kierunkiem jazdy. Wkoło nie widać nic poza drogą, przyrodą i przestrzenią, a jedyne co słychać to ciszę i cykanie stygnącego silnika. Czasem szurnie żwir pod podeszwą.


Słońce już zaszło, ale jeszcze jest jasno. Na jakiejś zupełnie 10-cio rzędnej drodze pomiędzy miejscowością Sumsa i Niva, na północ od Kuhmo, znalazłem..., co znalazłem ? Znalazłem na brzegu jeziora Sumsanjarvi czyjąś chatkę rybacką. Opustoszałą, ale w pełni wyposażoną: sauna, graty... Wygląd na to, że gospodarzy nie było tu od dawna, być może nawet od dawien dawna, ale drzwi są otwarte na oścież . Postanowiłem przenocować w tej chatce. Zaoszczędzi mi to sporo zabawy z dzisiejszym rozpakowywaniem się i jutrzejszym pakowaniem wszystkich klamotów. Jest cicho i spokojnie, ale są komary... ha. Woda ma jakiś taki dziwny kolor, podobny do wody w Nidzie, albo w Czarnym Stawie w Puszczy Niepołomickiej. Chyba nie będę pływał i umyję się metodą butelkową..., ale w chatce jest sauna... hmmmm, aż korci. Ale nie wiem jak to obsłużyć, wiec może innym razem, a poza tym to mogłoby być nadużywanie gościnności.


Dokładnie obejrzałem wnętrze chatki. Wszystko wygląda tak, jakby ktoś, nie wiem kiedy dokładnie, ale już wiele lat temu po prostu wyszedł z tej chatki z zamiarem powrotu w przyszły weekend..., ale już nie przyjechał. Na ścianie wiszą rysunki wykonane przez dzieci. Na jednym z nich widnieje data 26 czerwiec 2003 rok. Nowszych rysunków nie ma.


Znalazłem też starą mapę Finlandii, stare radio z odtwarzaczem kasetowym, sprzęty codziennego użytku - talerze, sztućce, garnuszki, 2 duże butle butle na gaz, piecyk gazowy... jedno łóżko - posłane, ale kołdry nie obleczone. To jest tylko jedno łóżko, wąskie łóżko dla jednej osoby. Samotnej osoby? We flakonie stare, zaschnięte i częściowo rozsypane kwiaty. Wyniki moich oględzin wykazały, że butle gazowe mają datę ważności 1995-2007 rok. Na środkach przeciwko komarom jest data 2003 i 2004 rok. Wygląda na to, że jakieś 11 lat temu ludzie przestali tu przyjeżdżać i od tamtej pory wszystko jest taj, jak to zostawili. Wszystko jest pokryte delikatną warstwą kurzu, nie imponującą, ale wyraźnie wszystko to nie było od dawna ruszane. Warstwa kurzu jest "nieimponująca", ale to mi niewiele mówi, bo tutaj może się kurzyć zupełnie inaczej, w innym tempie, niż jestem do tego przyzwyczajony. W koszu na śmieci znalazłem dwie karteczki, na których ktoś ewidentnie uczył się pisać. Prawdopodobnie to dziecko, którego rysunki i sprzęty do pływania znalazłem. W koszu znalazłem też zdechłą mysz :-| Odnoszę wrażenie, że jest to po prostu chatka babci, albo dziadka, którego kiedyś odwiedzała tutaj wnuczka albo wnuczek..., jakieś dziecko. No a potem? No a potem wszystko się skończyło..., wraz z dziadkiem albo babcią. Tyle rzeczy się kończy wraz z babciami i dziadkami, a jednocześnie tyle rzeczy się zaczyna wraz z córkami i synami... Taka kolej rzeczy... kurwa mać.



Stan plaży jest taki, że widać, że już dawno przestała być używana. Tak samo pomost. Zapadł się, deski są spróchniałe i pokryte porostami. Drewno na opał składowane obok domku zostało przykryte płachtą, która już częściowo zmurszała. W szopie na narzędzia panuje bałagan. Stary rower, masa dawno nie używanych klamotów i żadnych świeżo używanych narzędzi. Obok chatki stoi bambusowa wędka, tak stara, że gdy tylko ją dotknąłem zaczęła trzeszczeć, jakby sobie przypominała walkę z wielką rybą, z lat swojej młodości. W szopie wiszą sieci... nie sprawdzałem ich, ale jeśli są z tworzywa sztucznego to pewnie nic im się nie dzieje, czas ich nie dotknął. Ciekaw jestem kto był..., mam nadzieję, że jest moim gospodarzem. Zostawię mu pewnie kartkę z wielkimi podziękowaniami i przeproszę jeżeli moja obecność tutaj Mu w jakikolwiek sposób przeszkodziła. Pozostawię też namiar na siebie... w razie czego.


W chatce jest jasno. Zapaliłem świece i zasłoniłem zasłony, tak na wszelki wypadek, żeby nie było widać światła z daleka. Już po zmroku wyszedłem po raz kolejny przed chatkę. Przed chatką stoi Afryka. Już śpi. Dobranoc.Znowu uderzyła mnie cisza, zupełna cisza. Jeszcze godzinę temu, gdy byłem przed chatką, słyszałem różne odgłosy zwierząt, w tym nawoływanie wilka. A teraz... cicho. Od jazdy na motocyklu cały czas huczy mi w uszach. Jest to spotęgowane przez otaczająca mnie zupełną ciszę. Tylko czasem bzyknie sobie komar jakąś komarzycę. Słychać też pluskanie ryb żerujących w jeziorze i krzyki jakichś sów, może puszczyków? Tak, tak, puszczyki i sowy rzadko wydają takie dźwięki jak nam wszystkim się wydaje -  huhuhhuuuuu. Znacznie częściej mało przystojnie skrzeczą.

Nastawię budzik, by jutro rano wcześnie, hmmm może nawet bardzo wcześnie wstać. Powinienem szybko się zebrać. Nie będę musiał składać namiotu, jedynie juki wrzucić na Afrykę. Rano będę musiał się  umyć... już najwyższa pora. Jeśli wszystko pójdzie dobrze powinienem jutro dotrzeć do granic Laponii, a może nawet wjechać w ta krainę. Zresztą już teraz przy drogach ostrzeżenia przed łosiami zmieniły się na ostrzeżenia przed reniferami. Zmienił się też bardzo, ale to bardzo las otaczający drogi. Pojawiają się rzadko rosnące, mocno skarlałe drzewa iglaste, a pomiędzy nimi ni to łąka, ni to "niłąka", porośnięta jakimiś gęstymi, drobnolistnymi roślinami.


Kolacja miszczuf: chińska zupka - rosół z makaronem na ostro i do tego kanapka z żółtym serem i kabanosem. Cały czas zastanawiam się nad dwiema kwestiami związanymi z tą chatką. Kiedy została opuszczona przez właścicieli i czy ktokolwiek tutaj zaglądał? Pytania na które nie mam odpowiedzi. Wydaje mi się, że na pewno nie zaglądał tutaj gospodarz, bo wszędzie jest sporo śladów po bytności myszy, pajęczyny porozwlekane po całym pieszczeniu, no i ten kurz, o którym już wspominałem. Również deska, która podpierała drzwi szopy na narzędzia, gdy ją ruszyłem prawie rozpadła mi się w rękach. Nikt jej nie ruszał od dawna. No i pytanie czy to była babcia, czy to był dziadek? Zaschnięte kwiaty mogą przemawiać za tym, że to był babcia. Znalazłem też na półce, tak jakby cały czas pod ręką, prostokątne lusterko o rozmiarach mniej więcej kartki A5, grzebyk oraz szczotkę do włosów. Może to babcia rzeczywiście była. Zupełny brak kosmetyków i ubrań, czyli ten ktoś spakował się, wiedząc, że nie ma sensu zostawiać takich rzeczy. Pozostała tylko mąka, cukier, sól, przyprawy... i kawa. Hmmmmmm..., ale kanapka dobra i zupka rozgrzewa :-)


Jezu, tutaj rzeczywiście trzeba, jak skurczysyn, pilnować czasu. Przez tą długo utrzymująca się jasność można się zagapić. Kuźźźźwaa, jest już prawie w pół do pierwszej w nocy, a ja dopiero kolację skończyłem i zastanawiam się co jeszcze robić. No kurde! Idę spać. Powinienem słuchać swojej głowy, która już lekko mi się kolebie. Aaaaa jejku, jejku. Idę jeszcze umyć zęby i zapalić papierosa... wszystko oczywiście w odwrotnej kolejności i wszystko to, to oczywiście PROFILAKTYKA i PREWENCJA. Wiadomo, pasta do zębów gówna w sobie sporo ma, zębom dobrze robi. Natomiast papieros gówno w sobie  ma, komarom źle robi..., za to dobrze robi właścicielowi ;-) Jak więc mówiłem plan mam krótki. Papierosek, ząbki, zero wódki i do spania. Kurwaaaa, mam nadzieję, że się nie zesram ze strachu. Oczywiście, nie użyłem słowa kurrrrrwa, ani nie było mowy o sssraniu, a już na pewno nie z powodu strachuchuchuuuu.
Wracając do właściciela tej chatki to tak mnie naszła jedna myśl. Czy to aby na pewno babcia byłaby takim rybakiem? Nie żebym kurde... równouprawnienie..., te sprawy... nie? Ale bądźmy realistami. W szopie jest sporo sprzętów. Będę musiał jutro jeszcze raz na nie rzucić okiem..., a może nie? Może zostawię sobie to na kiedy indziej? Może gdy będę wracał..., jeśli będę wracał? A może za rok? A może za dwa? A może nigdy?



2 komentarze:

  1. Zajebiscie!!!!
    Finlandia wymiata.
    Świetna relacja.
    Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ładny opis. I taki klimatyczny o Finlandii, i przemyśleniach z głowy ulatujących. Kontynuuj poproszę!

    OdpowiedzUsuń